poniedziałek, 20 marca 2017

Dążenie do śmierci.

Zastanawiam się jaki jest u mnie stosunek pędu do śmierci i pędu do życia. Na pewno dla kogoś chęć śmierci może być bulwersująca, takim osobom polecam przeczytać o "apoptozie" - naturalnym procesie zaprogramowanej śmierci komórki w organizmie wielokomórkowym. Z tym że komórka popełnia samobójstwo dla dobra całego organizmu. A dla czyjego dobra człowiek chciałby popełnić samobójstwo?

Jak to jest możliwe, że codziennie mam myśli samobójcze, a jednocześnie moje ciało zajmuje się utrzymywaniem swojego istnienia. Znowu myślę o tym, że moje "życie" będzie takie zawsze, a po chwili wsłuchuję się w bicie serca - jak to możliwe, że umysł zachęca mnie do śmierci, a jednocześnie serce chce żyć?

Do tego nakłada się inne ciekawe zjawisko związane z napięciem mięśni. Nie wiem, czy macie myśli samobójcze czy nie, ale spróbujcie wprowadzić się w głęboki relaks: ja na przykład czasami włączam sobie muzykę do medytacji z YT, kładę się na łóżku, mam zgięte kolana (jak leżałbym plackiem, to bolałaby mnie góra pleców i część ledźwiowa) i wsłuchuję się w dźwięki, oraz w uczucie dotykania łóżka i pozwalam sobie opadać. Wpaść w ramiona Matki Ziemi, czuć się częścią natury ;)

Pewnego razu zrelaksowałem się w takim stopniu, że jak już wstałem po kilkudziesięciu minutach, to nie byłem w stanie wymusić myśli samobójczych! Czyli to jest jakiś specjalny rodzaj myśli, zależny od napięcia mięśniowego. Ale tak po kilku minutach cierpienie zaczęło wracać...

Zamiast tego można się też zapisać na masaż, albo pójść do fizjoterapeuty, na pewno są też inne metody bez wprowadzania substancji do organizmu.

Gdy byłem jednorazowo u pewnego psychoterapeuty, to powiedział mi, że nie dziwi się, że mam myśli samobójcze, skoro jestem tak spięty - jak supeł. Którzy psychoterapeuci czy psychiatrzy w ogóle przejmują się ciałem? Jutro idę do psychiatry, ciekawe co on powie na temat myśli samobójczych i innych problemów - brać "leków" nie zamierzam, chcę się tylko dostać na psychoterapię grupową.

Mam możliwość, by nie myśleć o samobójstwie, a jednak nie zawsze z niej korzystam. Od razu przychodzą myśli, że to strata czasu, że nie zasługuję na odpoczynek, bo już dawno powinienem znaleźć lepszą pracę, mieć dziewczynę etc. Jak tu się odnaleźć?

Ale jest plus pędu do śmierci. Bo łatwiej wtedy podejmuje się ryzyko. I można dzięki temu wiele zyskać. Dla osoby z fobią społeczną ryzykiem może być rozmowa z osobą czekającą na przystanku, dla innej przejście Ekstremalnej Drogi Krzyżowej (katolikiem nie jestem, ale byłem parę razy), dla innej zmiana miejsca zamieszkania, pracy, otoczenia.

Dla mnie ryzykiem, którego podejmuje się mimo woli jest to, że mało co robię z tym ogromnym stresem, z tym spięciem w organiźmie, siedzi we mnie jak bomba z opóźnionym zapłonem. Swoją sytuację powiedzmy, że znam i wiem, jaki stres będę czuł. Ale co jeśli trafię na bardzo stresujące wydarzenie? Raz mi się to zdarzyło w pracy. Byłem w drukarni z 4 osobami w moim wieku i jednym operatorem. Wyglądał na nerwowego, i pytał kto umie pracować przy tym stanowisku i że mamy tego nie ukrywać. Nikt się nie zgłasza, ja nigdy przy tym nie byłem, ale dobra idę. Miałem na taśmę kłaść jakieś książki, z tym że powinno wyglądać to inaczej, bo akurat nie działała maszyna, do której wkładało się tylko książki i ona sama nakładała odpowiednią ilość. A jak kładłem te książki na taśme z wystającymi prętami (nie wiem co to było), to z takim tempem łatwo mogłem sobie zrobić krzywdę.

Ledwo nadążałem, i tak się taśma często zatrzymywała i nagle operator na mnie krzyczy: ma być zrobione 500 sztuk do 18.00 ręcznie (i jakieś tam przekleństwa). Tak się jego wystraszyłem, duży koleś, czerwony na twarzy, stanął jeszcze tak blisko. I od razu myśli: zabi...    Kładłem dalej, a umysł miałem skierowany tylko w jednym kierunku.

I boję się, że trafi mi się taka sytuacja, ale jeszcze gorsza. A żadnych zabezpieczeń w postaci religii, społeczności nie mam. Duży stres, trafi się okazja na śmierć i może się to źle skończyć...


Pozdrawiam osoby wyświetlające tego bloga z USA oraz używających systemów operacyjnych Macintosh, Android, Linux i Windows. ;) Fajnie, że ktoś to czyta, o ile to nie boty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz